The Sims 4: Życie i śmierć – już graliśmy i skosztowaliśmy simowego czarnego humoru
Lubię dodatki do gier, które mają swój określony klimat i styl. The Sims 4: Życie i śmierć to bardzo spójna koncepcja, która przedstawia rozmaite możliwości tego, jak simowie wpłyną na swój zgon, i tego, co nastąpi już po nim.
W życiu pewne są tylko dwie rzeczy: śmierć i to, że wydawcy gier będą sięgać do kieszeni graczy, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. W tym wypadku powodem do opłat jest ukazana w The Sims 4 sama śmierć, więc popularne powiedzonko sprawdza się tu podwójnie. No cóż, simomaniacy płacą swoisty podatek za więcej zawartości do najpopularniejszego symulatora życia. Tym razem warto chyba jednak sypnąć groszem.
Jestem tuż po pokazie dodatku i jego prezentacji przez twórców, a także sprawdzeniu wczesnej wersji przedpremierowej. Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że projektanci zrobili, co mogli, żeby zawrzeć rozmaite atrakcje zarówno w akcesoriach, jak i mechanice, tak, by te wpisały się w szeroko pojętą tematykę życia i śmierci. Uwierzcie, że nie będziecie się nudzić.
Śmierć to tylko początek
Patrząc na życie filozoficznie, można stwierdzić, że umieramy powoli już od chwili narodzin. Niektórzy cieszą się życiem, a inni stale szykują się na koniec. W tym i simowie w The Sims 4: Życie i śmierć – z tego powodu od teraz można spisywać testament w dowolnym momencie doczesnej podróży. W dużym stopniu wpływa to na całą mechanikę gry, ponieważ teraz każdy przedmiot może być oznaczony jako pamiątka, by był przekazany w spadku.
W ramach ostatniej woli da się także ustalać na przykład obowiązkowe elementy pogrzebu. Oczywiście, to od nas będzie zależało, czy wyprawimy godne pożegnanie zgodne z wolą zmarłego. Pamiętajmy jednak, że chyba nie życzymy sobie, by posesja była nawiedzona przez rozgniewanego ducha, prawda? Z kolei co bardziej sentymentalne postacie mogą urządzić specjalne miejsca w domu na pamiątkę utraconej osoby.
Jak już zdążyłem napomknąć, zgon w The Sims 4: Życie i śmierć nie oznacza definitywnego końca. Od teraz duchy to bohaterowie jak najbardziej grywalni, jak zwykli członkowie rodziny (tak, da się z nimi wchodzić w romantyczne interakcje). Twórcy przygotowali tu różne drobne smaczki, jak na przykład zmienione nazwy standardowych potrzeb: „breja” zamiast „pęcherz”, „czyszczenie zjaw” w miejscu „higieny” – chyba rozumiecie ten specyficzny klimat.
Oczywiście, kto nie chce, nie musi być duchem, i simowi, którego utopiliśmy w basenie, możemy śmiało pozwolić przenieść się na tamten świat. Jest też inna opcja, a mianowicie reinkarnacja. Ma ona jednak pewne ograniczenia – nie odrodzimy się pod postacią na przykład kaczki, a wyłącznie innego sima. Co więcej, żeby w ogóle załapać się na nowe życie, musimy spełnić warunki duchowej podróży, czyli dodatkowych zadań wykonanych za życia.
Opcjonalne wyzwania świetnie pasują do jeszcze jednego nowego elementu – listy marzeń, które nasz sim chce wypełnić przed śmiercią. Te mogą pojawiać się same, losowo, lub po spełnieniu niektórych wymagań możemy decydować o ich kategorii i samemu kształtować własne pragnienia. Ja takie elementy zawsze oceniam na plus, ponieważ dodają cel do tak otwartej gry, jaką jest The Sims.
Nieco drobniejsze elementy to karty tarota, które zdobywamy przy określonych okazjach, a które dają ulepszenia. Na przykład znalezienie podobizny księżniczki Kordelii pozwala wybrać płeć dziecka w trakcie ciąży. Kolejną z nowości jest studnia życzeń – masz ochotę na długie życie? Wrzuć pieniążek i wypowiedz na głos swoje pragnienie. Mała rzecz, a cieszy i wpasowuje się w klimat The Sims 4: Życie i śmierć.
Bardzo sympatyczną nowością są dwie nowe ścieżki kariery. O ile praca grabarza to typowa „królicza nora”, w której nasz sim znika na osiem godzin, to już praca u boku Mrocznego Żniwiarza jako początkujący kosiarz dusz, jest jak najbardziej interaktywna. Na początku przyjdzie nam ćwiczyć wymachy kosą na manekinie treningowym, by później teleportować się w miejsca prawdziwych zgonów, badać przyczyny śmierci, rozmawiać z bliskimi denata i zapraszać ducha w zaświaty. To wszystko jest doprawione szczyptą czarnego humoru, a wśród poważnych zadań znajdzie się też konfiguracja tabletu samej Śmierci i ustawianie na nim grafiku koszenia dla siebie i współpracowników.
Klimat jak na cmentarzu
Mrok i czarny humor mają się dobrze, o czym świadczy chociażby popularność Halloween, filmowych horrorów czy serialu Wednesday. W The Sims 4: Życie i śmierć postarano się, by z każdego kąta wylewał się nastrój podobny do tego, który serwowała nam rodzina Addamsów. Nowe meble i elementy garderoby przywodzą na myśl styl gotycki, a i nowa lokacja napawa grozą. Jest tu oczywiście bar, klub nocny i parcele mieszkalne, ale jeśli lubicie spacery po cmentarzu, to poczujecie się tu komfortowo.
Choć osobiście wolę lekkie klimaty, takie jak Ciudad Enamorada z The Sims 4: Zakochaj się, to nie mogę nie docenić posępnego Ravenwood. Ciemne zaułki, krypty, trumny do spania, a nawet mordercze kruki sprawiają, że podczas zabawy z tym rozszerzeniem czułem na plecach oddech śmierci niemal na każdym kroku. Nie jest to może tematyka odpowiednia dla każdego, ale projektanci postarali się, żeby całość była spójna.
The Sims 4: Życie i śmierć – czy warto czekać na ten dodatek?
Choć od lat marzy mi się już The Sims 5, to jednak zaczynam powątpiewać, czy Project Rene faktycznie jest następną częścią serii, czy też czymś całkiem innym. Odrzucam więc nadzieje w kąt i cieszę się zawartością, którą mam. A The Sims 4: Życie i śmierć zapowiada mi całkiem sporo atrakcji. Grałem wyłącznie w wersję przedpremierową i na pełną recenzję przyjdzie jeszcze czas, ale jestem bardzo pozytywnie nastawiony. Dlatego zachęcam do wypatrywania premiery nowego dodatku. Kiedy? Oczywiście w Halloween.
Komentarze
1