Smartfony zmieniły się na lepsze, ale smartwatche to dziki zachód [OPINIA]
Nie macie wrażenia, że smartwatche zdają się istnieć w alternatywnej rzeczywistości, w której nikt nie przejmuje się ekologią czy wygodą konsumentów?
Smartfony przeszły w ostatnich latach długą drogę, w wyniku której mają być łaskawsze dla środowiska, przyjaźniejsze w użytkowaniu i łatwiejsze w naprawie. Większe i mniejsze zmiany dotyczą niemal całego rynku, ale postęp widać najbardziej na przykładzie Apple’a. Dość wspomnieć, że:
- w 2020 roku uruchomił program dla niezależnych serwisów naprawczych, udostępniając im oryginalne części i dokumentację;
- w 2022 roku udostępnił instrukcje, części i narzędzia do samodzielnej naprawy iPhone’ów;
- od 2023 roku iPhone’y uzbrojone są w port USB-C, dzięki czemu można je ładować tymi samymi ładowarkami, co telefony z Androidem;
- w 2024 udostępnił narzędzie internetowe do diagnostyki iPhone’ów i poluzował zasady dotyczące naprawy z użyciem części używanych;
- smartfony marki z generację stają się coraz łatwiejsze w naprawie. Serwis iFixit ocenił łatwość naprawy iPhone’a 16 na 7/10, podczas gdy w przypadku iPhone’ów 15 i 14 było to 4/10.
Wiele tych zmian zostało oczywiście wprowadzonych w wyniku nacisków ze strony organów regulacyjnych, które wzięły zresztą na tapet nie tylko smartfony. Unijne przepisy dotyczące ujednolicenia ładowarek obejmują bowiem także "tablety, cyfrowe aparaty fotograficzne, słuchawki nagłowne i douszne, przenośne konsole do gry i głośniki, czytniki elektroniczne, klawiatury, myszki, przenośne systemy nawigacji i laptopy". Czy czegoś tu nie zabrakło?
Smartwatche i ich ładowarki to dziki zachód
Oczywiście jestem świadomy, że ze względów konstrukcyjnych ujednolicenie ładowarek do smartwatchów byłoby zabiegiem trudnym. USB-C mogłoby oszpecić zegarki, uczynić je podatniejszymi na działanie potu czy zabrać miejsce niezbędne do zagospodarowania innych komponentów, w tym baterii. Z kolei bezprzedowodowe ładowanie Qi jest relatywnie drogie w implementacji, co mogłoby wpłynąć negatywnie na ceny urządzeń, zwłaszcza tych tańszych.
Ze względu na brak regulacji na tym rynku panuje jednak kompletna samowolka. Problem wykracza nawet ponad to, że urządzenia różnych marek wymagają różnych ładowarek. Często jeden producent ma w swojej ofercie kilka modeli, z których każdy ładuje się inaczej.
Mnie bałagan z ładowarkami do smartwatchów przeszkadza znacznie bardziej niż to, że iPhone’y i smartfony z Androidem miały do niedawna różne złącza. To raptem dwa różne kable kontra kilkadziesiąt różnych kabli.
Brak standaryzacji utrudnia przesiadkę na zegarek innej marki (i nie tylko) i komplikuje codzienne użytkowanie. Różnych ładowarek jest tak dużo, że absolutnie żaden sklep nie jest w stanie zapewnić dostępności choćby połowy z nich. Oznacza to, że po zgubieniu lub uszkodzeniu kabla często pojawia się poważny problem, by kupić nowy, bo te są trudno dostępne lub/i drogie. W skrajnych przypadkach mniejszym problemem jest kupienie nowego smartwatcha niż samej ładowarki.
Co z tego, że z rzekomej troski środowisko smartfony sprzedawane są bez zasilaczy, jeśli zaraz utoniemy w ładowarkach do zegarków?
Z naprawą smartwatchów nie jest lepiej
Wspomniałem wcześniej, że iFixit ocenił łatwość naprawy iPhone’a 16 na 7/10. Tymczasem Apple Watch 10 w tym samym rankingu otrzymał ocenę 3/10. Serwis punktuje, że nawet wymiana baterii stanowi wyzwanie, a producent nie udostępnia części zamiennych czy instrukcji.
A to i tak nie jest najgorszy przypadek na rynku. Google Pixel Watch 3 jest zbudowany w taki sposób, że uszkodzonego egzemplarza nie da się naprawić wcale. W ramach gwarancji wadliwe zegarki są po prostu wymieniane na nowe.
Gdzie tu ekologia? Gdzie tu wygoda dla konsumentów? Jak wspomniałem, zdaję sobie sprawę, że rynek smartwatchów jest wyjątkowo trudny do uregulowania, co jednak nie oznacza, że jest to niemożliwe. Wydaje mi się, że między "wszyscy stosujcie USB-C i te same śrubki" a "róbta, co chceta" da się postawić jakąś granicę, która ulżyłaby użytkownikom i środowisku. Oby dyrektywa o prawie do naprawy rozwiązała choć część z tych problemów.
Komentarze
3Przecież taki Pixel teoretycznie nie ma racji bytu. Tam chodzi głównie o RTV/AGD ale taka polityka Google to produkowanie elektrośmieci.
A dlaczego tak jest!!! Ponieważ elektronika wprowadza do sieci energetycznej wyższe harmoniczna a szczególnie niebezpieczna jest trzecia harmoniczna która jest odpowiedzialna za coraz częstsze smiertelne porażenia prądem elektrycznym!!!
Trzecia harmoniczna m tez destrukcyjny spływ ma prace transformatorów!!!!
Jeśli nie zredukujemy używanie elektroniki to czeka na calkowity blakout całego świata!!!
Jedyna nadzieja jest nałożenie globalnego podatku na cała elektronikę 1000% aby nielicznych i wybranych można bylobstac a biedota by żyła jak 50 lat temu!!!!