Muzeum czołgów w Bovington to jedno z takich miejsc, które warto odwiedzić. Nieważne, że nie ma wiele wspólnego z grami czy nowoczesnymi technologiami. To co liczy się tu najbardziej to unikatowe opowiadanie historii. W tym muzeum nie tylko oglądamy eksponaty, ale możemy je dotknąć, a nawet zobaczyć w działaniu.
Obchody 100-lecia czołgów były idealną okazją by porozmawiać z dyrektorem muzeum w Bovington – Richardem Smithem.
Richard Smith
Benchmark.pl: Na wstępie powiem, że Bovington Tank Museum zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Byłem tam na początku roku wraz z firmą Wargaming i to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jak udało Wam się zebrać aż tyle eksponatów?
Richard Smith: Przychodzą do nas z różnych miejsc. Na przykład brytyjskie czołgi i wyposażenie dostajemy od brytyjskiej armii, z czego często są to prototypy pojazdów. W zasadzie większość zagranicznego sprzętu otrzymujemy może z dwóch-trzech źródeł. Dostajemy też prezenty od przedstawicieli innych krajów. Zagraniczne wojska były dla nas bardzo hojne. Dwa lata temu z Polski dostaliśmy czołg T72. Zdarza się nam więc otrzymywać eksponaty, wymieniać różne rzeczy – na przykład do Polski w zamian za T72 wysłaliśmy nasz czołg Chieftain. Sporo zbiorów jest też odnajdywanych na polach bitew.
Benchmark.pl: Eksponaty to jedno, a sposób ich prezentacji to drugie. Skąd pomysły na tak fantastyczne wystawy jak Trench Experience?
Richard Smith: To nie był mój pomysł. Za Trench Experience stoi historyk z naszego muzeum - David Fletcher. To jeden z czołowych historyków zajmujących się wojskowością. W przypadku takich rzeczy jak pierwszowojenne okopy, możesz je opisywać ludziom, ale słowne przekazywanie tak intensywnego doświadczenia może być bardzo trudne. Zwłaszcza dla dzisiejszych słuchaczy.
Bardzo chcieliśmy dać ludziom zrozumieć jak to w okopach było, dać im poczuć tę atmosferę. David wymyślił więc koncepcję, która później rozwinęła się w tak niesamowitą wystawę. Nie muszę chyba mówić, że Trench Experience okazało się dla nas olbrzymim sukcesem.
Benchmark.pl: Zatrzymajmy się może na chwilę przy czołgu Mark I. Jakim jest on właściwie pojazdem? Gołym okiem wygląda na bardzo pokraczną konstrukcję, ale jak na swoje czasy był to przełom, choć bardzo ułomny. Nie dało się tego od razu zrobić lepiej? Przecież już w 1911 powstał znacznie ciekawszy projekt czołgu – Burstyn’s Motorgeschutz.
Richard Smith: Jeśli spojrzysz na czołgi z I Wojny Światowej, zdasz sobie sprawę z ich unikatowości – pierwsze czołgi znacznie różnią się od tych znanych z nowoczesnych konfliktów. Badając historię wojskowości widać wyraźnie, że ta technologia rozwija się wtedy, kiedy jest na nią zapotrzebowanie. Patrząc na wynalazki sprzed I Wojny Światowej widzimy rozwijające się pomysły, nie będące jednak odpowiedzią na konkretne problemy, które wymagałyby rozwiązania. Spójrzmy więc na pojazd Little Wille, który był pierwszym prototypowym czołgiem.
Little Willie stanowił koncept pojazdu poruszającego się na gąsienicach, ale nie mógł sprostać pierwszemu problemowi, który się pojawił. Po prostu nie potrafił pokonywać okopów. Przyczynił się jednak do ostatecznego kształtu czołgu Mark I, który miał tylko to jedno, specyficzne zadanie.
Benchmark.pl: Powodem jego powstania była potrzeba przedostawania się przez okopy?
Richard Smith: Nie myśl o jego zdolnościach manewrowych. Czołgi Mark I to bardziej coś w stylu średniowiecznego tarana. To równocześnie machina oblężnicza i ruchoma forteca.
Benchmark.pl: W muzeum macie kilka modeli czołgu Mark, ale chyba w zbiorach brak „jedynki”. Żaden nie zachował się do naszych czasów?
Richard Smith: Little Willie to pierwszy czołg, jaki kiedykolwiek powstał. Natomiast drugi pojazd to Mother. I to właśnie Mother był pierwszym modelem Mark I. My zaś posiadamy w zbiorach jego ostatni zachowany egzemplarz.
Benchmark.pl: Czy to ten czołg, który jest częścią wystawy Trench Experience?
Richard Smith: Tak, to ostatni na świecie Mark I. Mamy też ostatni na świecie egzemplarz Mark II.
Benchmark.pl: Jak udało się je zdobyć?
Richard Smith: Mark I został ofiarowany brytyjskiemu lordowi, który wyraził zgodę, aby jego posiadłość w Hatfield była użyta do demonstrowania czołgów. Po pewnym czasie zorientowano się, że ten konkretny pojazd jest jedynym pozostałym na świecie modelem i dlatego przekazano go do muzeum.
Benchmark.pl: Czyli nie jest on już na chodzie?
Richard Smith: Nie, nie. Już nie.
Benchmark.pl: Dlatego za bohatera dzisiejszych obchodów robi Mark IV. To jest replika zbudowana na potrzeby filmu Warhorse Stevena Spielberga, prawda? Jak mocno różni się ona od oryginału?
Richard Smith: Jego wnętrze to prosty buldożer. Jednak to zewnętrzna struktura dopracowana jest do najdrobniejszego szczegółu. Wnętrze miało być tylko i wyłącznie funkcjonalne. Dlatego ten model ma nowoczesny silnik. To, co widać na wierzchu to jednak dokładna kopia jednego z naszych czołgów.
Benchmark.pl: Czyli w momencie gdy tworzyli tę replikę, po prostu przyszli do was i poprosili o pomoc?
Richard Smith: Dokładnie tak.
Benchmark.pl: Dzisiejsze obchody setnej rocznicy pierwszej bitwy czołgowej nad Sommą w pewien sposób przywracają świadomość o zapomnianych już wydarzeniach z I wojny światowej. Pamiętam, że gdy byłem w Bovington, szykowaliście kolejną po Trench Experience wystawę, również poświęconą tamtemu burzliwemu konfliktowi. Czy ona już działa?
Richard Smith: Tak, już działa. To opowieść o 8 prawdziwych żołnierzach I wojny światowej. Tą wystawą chcieliśmy przekazać historię każdego z nich i przybliżyć to kim byli. Naszym celem jest przypomnieć wszystkim, że do bitwy nie wyrusza tylko kupa metalu.
Ta maszyna ma w środku żywych ludzi. I to właśnie ci ludzie naprawdę się liczą, a nie wszyscy z nich przetrwali. Chcemy, żeby mimo upływu czasu ich historie nadal coś znaczyły w XXI wieku.
Benchmark.pl: Tych osiem osób to załoga Mark I podczas Bitwy nad Sommą?
Richard Smith: Tak, nie była to co prawda pierwsza załoga, ale każdy z bohaterów był czołgistą I Wojny Światowej.
Benchmark.pl: Wiem, że ściśle współpracujecie z Wargaming. Firma mocno zaangażowała się w projekt 100-lecia czołgów. Dzięki nim otrzymaliśmy już mobilną aplikacje o Mark I, a dziś w World of Tanks pojawiły się specjalne tryby gry z tym czołgiem. Jaką rolę odegrało w tym wszystkim Wasze muzeum?
Richard Smith: Przez ostatni rok bardzo blisko współpracowaliśmy z firmą Wargaming, by stworzyć jak najlepszy kontekst dla czołgów z I Wojny Światowej. Jako muzeum, istniejemy aby opowiadać ludziom historie związane z czołgami i osobami, które w nich służyły. Z pomocą Wargamingu możemy przekazywać je znacznie szerszej publiczności, niż ta do której dotarlibyśmy sami.
Benchmark.pl: Więc gra jest dla was szansą na pokazanie ludziom czołgów?
Richard Smith: Dokładnie tak, to jest nasze główne zadanie, nasza praca. Normalnie możemy robić to dla tysięcy osób, a razem z Wargamingiem możemy dotrzeć do milionów.
Benchmark.pl: Czy zdarza się Wam coś sugerować Wargamingowi, jeśli chodzi o dalsze modyfikacje czy modele czołgów, które mają się pojawić w World of Tanks?
Richard Smith: Od czasu do czasu, ale nauczyliśmy się, że ludzie w Wargamingu naprawdę dbają o autentyczność, a jakość ich modeli jest naprawdę fantastyczna. Więc tak naprawdę częściej to oni przychodzą do nas z własną inicjatywą, mówiąc: „Teraz robimy takie modele, macie może ten czołg? A macie może plany? Może znalazłby się u was pojazd do zeskanowania? A jakiejś zdjęcia?”. I to jest świetne, uwielbiamy z nimi pracować.
Benchmark.pl: A Tobie osobiście zdarza się zagrać w World of Tanks?
Richard Smith: Tylko do celów badawczych! [śmiech] Przynajmniej do wiadomości mojej żony – jak gram, to dlatego, że jest to moja praca.
Benchmark.pl: A czy jest jakiś czołg, którego nie ma w grze, a bardzo chciałbyś go tam zobaczyć?
Richard Smith: No nie wiem. Mój ulubiony czołg to stary brytyjski Mark IX z I Wojny Światowej. Problem w tym, że Mark IX to bardziej transporter opancerzony, niż faktyczny czołg. Nie ma nawet działa. Więc mimo tego, że jest to mój ulubiony „czołg”, to prawdopodobnie nigdy nie pojawi się w grze.
Benchmark.pl: Bardzo dziękuję ci za rozmowę.
Richard Smith: Cała przyjemność po mojej stronie.